Magda Linette – podsumowanie sezonu 2020

Magda Linette na kortach Rolanda Garrosa.
fot. Magda Linette French Open 2015 / Jérémy Daniel

Rok 2019 był dla Magdy Linette bardzo udany. Pierwszy wygrany turniej rangi WTA i awans do grona pięćdziesięciu najlepszych tenisistek świata na pewno sprawiły, że kibice mogli spoglądać na nadchodzący sezon z dużym optymizmem. Polka rozpoczynała go jako 42. rakieta świata i zapowiadała, że podobna pozycja rankingowa na koniec 2020 będzie zadowalająca. Ten cel został zrealizowany, a jak, turniej po turnieju, wyglądał ten rok Poznanianki? Zapraszamy na przegląd sezonu naszej zawodniczki!

Australijski niedosyt

Na pierwsze zwycięstwo Magda musiała poczekać do drugiego tygodnia stycznia, kiedy to w australijskim Hobart, po bardzo zaciętym spotkaniu, pokonała dwukrotną triumfatorkę wielkoszlemową – Svetlanę Kuznetsovą. Wynik ten był tym cenniejszy, że oba sety Magda rozstrzygnęła na swoją korzyść w tie-breakach, a mimo silnego wiatru w decydujących momentach zachowała zimną krew. Niestety dobrej passy nie udało się kontynuować, bo w 2. rundzie skuteczny opór stawiła niska Amerykanka Lauren Davis. Ze stolicy Tasmanii Polka przeniosła się do Melbourne, gdzie po błyskawicznym pierwszym secie ostatecznie musiała uznać wyższość leworęcznej Arantxy Rus. Co nie funkcjonowało? Zawsze szczera z dziennikarzami Linette stwierdziła, że, dosłownie, „wszystko”. Była zawiedziona serwisem i swoim pasywnym stylem gry, który pomagał rywalce. Na szczęście szybko udało się rozwiązać problemy, bo już dwa tygodnie później Poznanianka świetnie spisała się w Fed (a obecnie już Billie Jean King) Cup’ie.

Kadrowy sukces

Do Luksemburga przyleciała wraz z polską drużyną jako jej liderka i z tej roli wywiązała się znakomicie! Komplet trzech zwycięstw bez straty seta dodał jej pewności siebie, a ostatnia wygrana przeciwko Johanie Larsson przypieczętowała awans reprezentacji. Jak mówiła Magda, kluczem do lepszej dyspozycji był powrót do starego ruchu serwisowego, bo próba jego zmiany okazała się nieskuteczna, a w ważnych momentach niepewna i przynosząca rywalkom punkty. Na szczęście ten kłopot był już za Polką.

Zwycięska Tajlandia

Zaraz po ostatnim meczu drużyny Magda wsiadła w samolot i ruszyła do Hua Hin. Na liście startowej znajdowały się m.in.: Elina Svitolina, Petra Martic czy Qiang Wang, ale to ostatecznie Linette sięgnęła po triumf. Zaczęło się od urodzinowego zwycięstwa nad ukraińską mamą – Kateryną Bondarenko. Magda nie ukrywała, że „w urodziny zwykła przegrywać” i ten rezultat sprawił jej miłą niespodziankę. A była to zapowiedź kolejnych wygranych, bo po dwusetowym zwycięstwie nad grającą oburęcznym forehandem Peng osiągnęła swój pierwszy w tym sezonie ćwierćfinał. W nim mierzyła się z młodą Chinką Wang. Był to najtrudniejszy mecz w turnieju, bo Poznanianka musiała gonić wynik po dość gładko przegranym pierwszym secie. Ostatecznie dwie kolejne partie, w których zdobyła 75% punktów przy własnym serwisie i obroniła wszystkie breakpointy, Magda zapisała na swoje konto. Półfinałową rywalką była Rumunka Tig, która prowadziła nawet 5:3 i była o dwie piłki od wygranej w pierwszym secie, ale mimo to Linette pokazała charakter i zapisała na swoim koncie pięć gemów z rzędu i ostatecznie całe spotkanie rezultatem 7:5 6:4. Przed decydującym pojedynkiem, mimo, że rywalka była notowana w piątej setce, kibice mogli mieć lekkie obawy. Młoda, zdolna i powracająca po przejściu mononukleozy, Leonie Kung w drodze do swojego pierwszego w karierze finału WTA pokonała m. in.: Qiang Wang czy Nao Hibino. Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, bo Magda w zaledwie 77 minut zwyciężyła i mogła się cieszyć ze swojego drugiego tytułu w głównym cyklu! W tym meczu serwis funkcjonował kapitalnie. Poznanianka musiała bronić tylko jednego breakpointa, a sama przełamanie zdobywała trzykrotnie. Jak później mówiła, w jej ocenie kluczem był także return. To na nim zdobyła aż 70% punktów po drugim serwisie rywalki. Tym samym poprawiony został zeszłoroczny rezultat (półfinał) a na konto Polki dopisano 280 punktów, które pozwoliły jej awansować na najwyższe w karierze, 33. miejsce w rankingu. Zaś do domowej kolekcji trofeów trafił pozłacany delfin o bardzo dużych rozmiarach.

Pandemiczna przerwa

Dobra seria niestety nie została kontynuowana na Bliskim Wschodzie. Powrót po kilku latach nieobecności w Dosze na pewno nie  należał do udanych. Nie dość, że Magda przegrał oba swoje pojedynki, to jeszcze miała niebywałego pecha. Na początku rozgrzewki przed spotkaniem deblowym pękły jej naciągi w kliku rakietach, a w pierwszym gemie tego meczu nabawiła się kontuzji uda, która wykluczyła ją z rywalizacji w kolejnym turnieju w Monterrey. Mimo że Polka była w drabince Meksykańskiego Abierto GNP Seguros, to w ostatniej chwili wycofała się i poleciała do pamiętnego dla wszystkich Inidan Wells… Linette nie zdążyła tam rozegrać ani jednego spotkania, bo turniej odwołano, a zawodniczki w obawie przed lockdown’em wróciły do swoich domów. Magda została w Delray Beach, gdzie razem ze swoim ówczesnym trenerem – Markiem Gellardem – przepracowała prawie trzy miesiące w domowej siłowni i na kortach, trenując chociażby z Sofią Kenin. W czerwcu poleciała na parę tygodni do Chorwacji, gdzie już z większą częścią swojego team’u zaczęła przygotowania do wznowienia rozgrywek.

Trudny powrót

W sierpniu Magda Linette w dobrym stylu powróciła do touru. W amerykańskim miasteczku Lexington wzięła rewanż nad Lauren Davis. Był on wyjątkowo udany, bo polska zawodniczka straciła zaledwie 5 gemów, a w pewnym momencie sama wygrała ich aż dziewięć z rzędu. W kolejnym spotkaniu niestety bezkonkurencyjna okazała się późniejsza triumfatorka – Jennifer Brady. Do 2. rundy singla Magda dorzuciła ćwierćfinał debla w parze z Jessicą Pegulą, wywalczony po zaciętym pojedynku z Sabalenką i właśnie Brady. Pod koniec miesiąca przyszedł czas na tenisową „bańkę”. Na początek przygody w zamkniętym kompleksie na Flushing Meadows Polka zaliczyła powtórkę z Australii, kiedy po kapitalnej pierwszej partii jej poziom gry spadł i to ostatecznie doświadczona weteranka kortów Vera Zvonariewa cieszyła się z awansu. Na szczęście w kolejnym tygodniu Linette prezentowała się znacznie lepiej. Klątwa „6:1” została przełamana, choć bez problemów się nie obyło. W 1. rundzie US Open rozstawionej po raz pierwszy w Wielkim Szlemie Poznaniance przyszło się mierzyć z mało znaną Australijką – Madison Inglis. Pierwszy set – strata jednego gema. W kolejnym niestety wypuszczone z rąk prowadzenie 2:0 poskutkowało zapisaniem partii na korzyść zawodniczki z Antypodów. Przed decydującym setem oczywisty był powrót pewnych obaw, ale demony sprzed ośmiu dni udało się okiełznać i przy drugiej próbie Magda zamknęła spotkanie za pomocą własnego serwisu. Kolejna runda – niejako powtórka z rozrywki. Świetny początek i wynik 6:1 w pierwszej partii, a następnie prowadzenie w 5:3 w drugiej nie pozwoliły Polce zamknąć spotkania. Zrobiła to dopiero w tie-breaku trzeciego seta, po powrocie ze stanu 2:4. Na uwagę zasługuje fakt, że mimo nienajlepszej gry w drugiej części spotkania, Magdzie starczyło sił i koncentracji, by ostatecznie wyjść zwycięsko z batalii przeciwko Dance Kovinic. Zwycięstwo szczególne, bo dzięki niemu została drugą Polką po Agnieszce Radwańskiej z kompletem trzecich rund we wszystkich turniejach wielkoszlemowych! Póki co bariery drugiego tygodnia szlema nie udało się przekroczyć, bo przeszkodziła w tym bardzo dobrze dysponowana Anett Kontaveit. Po meczu Linette przyznała: „Myślę, że mimo wszystko dały mi się we znaki trudy poprzednich spotkań. Nie miałam energii, nie zdążyłam się zregenerować”. Ponad pięć godzin spędzonych w dwóch spotkaniach zostawiły piętno na zdrowiu zawodniczki, bo w meczu przeciwko Estonce dwukrotnie prosiła o pomoc fizjoterapeuty. Mimo wszystko nietypowy turniej rozgrywany w pandemicznej rzeczywistości mogła opuszczać z podniesioną głową i zacząć przygotowania do sezonu na kortach ziemnych.

Jesienna mączka

W tym celu Magda podjęła decyzję o wycofaniu się z turnieju w Stambule, gdzie byłaby najwyżej rozstawiona, i z Nowego Jorku poleciała prosto do Rzymu. W losowaniu największego turnieju WTA rozgrywanego tej jesieni, Polka szczęścia nie miała. Już w 1. rundzie trafiła na zwyciężczynię French Open sprzed 3 lat – Jelenę Ostapenko. Jak się okazało, nie taki wilk straszny jak go malują, bo Łotyszka wyraźnie nie odnalazła formy i po popełnieniu aż 15 podwójnych błędów schodziła z kortu pokonana przez naszą zawodniczkę. Mecz wybitny to nie był, ale zwycięskie otwarcie sezonu na mączce zawsze cieszy. W kolejnym spotkaniu Magdzie przyszło się mierzyć z jedną z najrówniej grających zawodniczek w tym sezonie – Elise Mertens. I o ile do stanu 6:2 5:2 to Belgijka dyktowała warunki, o tyle kiedy Magda zaczęła gonić wynik i po obronie trzech z rzędu piłek meczowych miała breakpoint’a powrotnego na 5:5, zdarzył się niespotykany wypadek. Mertens zaczęła lać się krew z nosa, na kort przybiegł lekarz, a przerwa trwająca kilka długich minut wytrąciła z rytmu Magdę. Sama później przyznała, że nigdy z taką sytuacją nie miała do czynienia i nie za bardzo wiedziała, co właściwie się dzieje. Internazional BNL’d Italia był kolejnym turniejem, w którym Magda lepszy rezultat osiągnęła w deblu. W parze z Bernardą Perą załapały się do niego jako rezerwowe i już na dzień dobry gładko pokonały duet Krawczyk/Guarachi, późniejsze finalistki Rolanda Garrosa. Do ćwierćfinału dostały się dzięki dwusetowemu zwycięstwu nad parą Melichar i Schuurs. Na uwagę zasługuje fakt, że Polka i Amerykanka w tych dwóch spotkaniach obroniły aż dziesięć z jedenastu piłek na przełamanie. Plany o półfinale pokrzyżowały doświadczone: Rumunka Olaru i Niemka Friesdam, choć Magdzie i Bernardzie do awansu brakowało tylko dwóch punktów. Cóż, jak na pierwszy wspólny występ był to bardzo dobry wynik! Co ciekawe, pytana przeze mnie o możliwą współpracę deblową, Magda wskazała właśnie Perę, więc jest szansa na kolejne dobre rezultaty.

Ostatnim przystankiem przed Paryżem był turniej w Strasburgu. Magda na początek wygrała z kończącą w tym roku karierę Pauline Parmentier, i choć kibice (chyba jedyny turniej po wznowieniu rozgrywek, gdzie było ich aż tylu) mocno wspierali swoją reprezentantkę, to Polka dobrze wywiązała się z roli faworytki grając naprawdę solidny mecz z dużą ilością uderzeń kończących i efektownych wymian. Następny pojedynek zdecydowanie można zapisać jako jeden z lepszych meczów Poznanianki w tym sezonie. Mimo, że ostatecznie uległa Elinie Svitolinie, to przez dwa sety trwające dwie godziny stawiała jej mocny opór. A do decydującego seta zabrakło niewiele, bo przy piłce setowej, forehand Magdy zatrzymał się na taśmie.

Pechowa końcówka i czas na zmiany

Przed paryskim szlemem kibice mogli mieć umiarkowanie optymistyczne nastawienie. Zwłaszcza po pierwszym secie, który gładko, nomen omen 6:1, polska reprezentantka wygrała przeciwko młodziutkiej Leylhi Fernandez. Niestety doszło do powtórki z Australian Open, i mimo obrony kilku piłek meczowych, Magda nie zdołała obrócić spotkania na swoją korzyść. Na małą poprawę nastroju osiągnęła razem ze swoją dobrą znajomą, Katią Kozlovą, drugą rundę debla… Ostatecznie rozgrywany wyjątkowo jesienią French Open opuszczała ze złapanym przeziębieniem, na co zapewne wpływ miały niekorzystne warunki pogodowe, bo niemal nie było dnia bez przerwanych lub opóźnionych z powodu deszczu spotkań, a temperatura była niska jak nigdy… Po powrocie do zdrowia Polka zdecydowała się na udział w turnieju w Ostrawie. Z pozoru dobre losowanie nie przyniosło jednak wygranej, bo lubiąca mączkę Sara Sorribes Tormo na niezwykle wolnej nawierzchni w Ostravar Arenie czuła się jak ryba w wodzie. Pojedynek z kategorii tych do zapomnienia okazał się być ostatnim, kiedy rolę trenera Polki pełnił Mark Gellard. Była to dla wielu zaskakująca decyzja, ale Brytyjczyk w wywiadzie dla TVP Sport stwierdził, że bardziej ranił, niż pomagał i nadszedł czas na coś nowego. Mimo że trudne, rozstanie przebiegło w dobrej atmosferze, bo szkoleniowiec wyznał, że po trzech latach spędzonych razem byli niemal jak rodzina, a zawodniczka w każdej rozmowie podkreśla zasługi Gellarda dla rozwoju jej tenisa. A tych trudno nie dostrzec, choćby po wynikach. Między najwyższą pozycją w karierze, zajmowaną w lutym tego roku (33), a tą ze stycznia 2019 (98) jest aż 65 miejsc różnicy. Ponadto trzy wygrane turnieje, jeden finał, dwa półfinały i trzecie rundy Wimbledonu i US Open – to była znakomita współpraca.

Sezon na 4 i nowe wyzwania

Skąd taki tytuł? Zapytana przeze mnie o ocenę tegorocznych występów w skali szkolnej, Magda zaznaczyła, że takich porównań nie lubi, ale wystawiłaby sobie właśnie czwórkę. Ponadto za najlepszy mecz w 2020 wskazała ten z US Open, przeciwko Kovinic, a ten najgorszy, i za razem taki, którego najbardziej żałuje, 1. rundę z Melbourne przeciwko Rus. Za cel na kolejny rok obrała przede wszystkim bycie zdrowym, by móc spokojnie realizować plany startowe. Za element, który chciałaby najbardziej poprawić uznała return, zwłaszcza ten po 2. podaniu. Co ciekawe, w tym jest zgodna ze swoim nowym trenerem – Nikolą Horvatem. Chciałby on zbudować plan treningowy pozwalający jak najlepiej wykorzystywać codzienną energię zawodniczki. „Uważam Magdę za zawodniczkę kompletną, mającą wysokie umiejętności we wszystkich aspektach technnicznych. Będziemy pracować nad każdym z nich, by podnieść jakość poszczególnych elementów o jeden procent i wierzę, że to przełoży się na całościowy efekt” mówi pytany o swoje założenia na pracę z Polką i podkreśla także, że tenis stał się czymś więcej niż uderzaniem piłki w konkretne miejsce na korcie, dlatego „jednoprocentowa” poprawa będzie dotyczyć także umiejętności taktycznych, wytrzymałości fizycznej, psychiki czy odżywiania. A jakie cele na kolejny sezon? „Pierwszym z nich będzie osiągnięcie drugiego tygodnia turnieju wielkoszlemowego”. I tego, wraz ze zdrowiem, życzę Magdzie i całemu jej zespołowi! Oby w 2021 roku tenisowy świat wracał do normalności, a wtedy na pewno będziemy mogli się cieszyć z sukcesów naszej reprezentantki.

Statystyki

Linette od lat robi regularne postępy na korcie i w rankingu. Co ciekawe, gdyby z powodu pandemii nie zastosowano zmian w rankingu, Magda sezon zakończyłaby tylko 6 pozycji niżej, na miejscu 46.

SezonRankingTytuły
2020401
2019432
2018810
2017720
2016961
2015900

Jednym z elementów najbardziej poprawionych na przestrzeni ostatnich lat jest serwis. Poniżej statystyka prezentująca procent wygranych gemów serwisowych, procent wygranych piłek po 1. serwisie oraz średnią asów na mecz (cykl WTA). Widać, że pod tym względem najlepiej wypada życiowy sezon Poznanianki – 2019 rok, a w porównaniu z 2016 rokiem nastąpił widoczny progres.

Sezon% wygranych gemów serwisowych% wygranych piłek po I serwisieŚrednia asów na mecz
202068,366,32,4
201969,665,53,9
201659,360,32,2

Kiedy Magda w 2017 roku na dobre zagościła w cyklu WTA wielu ekspertów wskazywało na problem z wygrywaniem będąc w pozycji „rankingowej” faworytki. Żeby to zmienić Polka m.in. zaczęła korzystać ze słynnej kartki, do której zagląda w trakcie spotkań. Na podstawie poniższej tabelki widać, że już w poprzednim sezonie ten kłopot uległ zmniejszeniu i nasza zawodniczka znacznie częściej wygrywa z tenisistkami mającymi w dniu meczu ranking niższy od Polki.

SezonBilans z niżej klasyfikowanymi rywalkami% wygranych
202014:670
201926:1268
201819:1458
201723:1659
201622:679
201534:1176

Źródła statystyk:
1. www.flashscore.pl
2. www.wtatennis.com
3. www.itftennis.com

Autor: Mateusz Męcik / Magda Linette Fanpage

Dyskusja o tenisie przez cały rok odbywa się w naszej grupie.
Zapraszamy do dołączenia!