Za nami historyczny tydzień – Żuk i Michalski w finałach ATP Challenger Tour! Polacy w turniejach niższej rangi [PODSUMOWANIE]

Daniel Michalski (fot. Lotos Polish Tour / twitter)

Dopiero po raz drugi w historii, dwóch Polaków w jednym tygodniu zagrało w finałach turniejów cyklu ATP Challenger Tour. Dla Daniela Michalskiego był to życiowy sukces, dla Kacpra Żuka powrót do dobrej dyspozycji.

Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis

Michalski sensacyjnym finalistą w Zadarze

Od października poprzedniego roku, Daniel Michalski wygrał 31 z 34 spotkań w cyklu ITF, naturalnym było więc, że w pewnym momencie Polak musi bardziej zacząć skupiać się na turniejach wyższej rangi. Challenger w Zadarze był jego pierwszą taką imprezą w tym roku, a swój udział musiał rozpoczynać od kwalifikacji. Już w nich Daniel otrzymał ciężką, prawie trzygodzinną przeprawę w meczu z Mathieu Perchicotem, ale poradził sobie i awansował do głównej drabinki.

W pierwszej rundzie 7-5 w trzecim secie pokonał jednego z najlepszych chorwackich juniorów, Miliego Poljicaka. Szybko okazało się, że rozstawieni zawodnicy w górnej części drabinki zostali wyeliminowani niemal od razu, co dawało potencjalne szanse na dobry wynik. Pokonując Nermana Faticia, Daniel po raz pierwszy w karierze awansował do ćwierćfinału Challengera. Tam czekał na niego 19-letni Dalibor Svrcina, bardzo utalentowany Czech, który rok temu w Pradze wygrał już taką imprezę. Michalski zagrał chyba jedno z lepszych spotkań w karierze, jak zwykle doskonale wytrzymując wymiany, ale też kapitalnie konstruując akcje uderzeniem forhendowym, coś co dla Polaka nigdy nie było aż tak oczywiste.

W półfinale czekał równie niedoświadczony na tym etapie Carlos Sanchez Jover. Mimo przegranego pierwszego seta, Michalski pozbierał się i w kolejnych partiach pokazał już tenis taki jak z Faticiem i Svrciną, znacznie bardziej ofensywny niż w przeszłości, szczególnie właśnie ze strony forhendowej. Na tym jednak przyjemna drabinka Daniela się skończyła – w finale jego rywalem był 19-letni Włoch Flavio Cobolli, pierwszy zawodnik z drugiej setki rankingu ATP, którego Polak spotkał w tym turnieju.

Michalski świetnie rozpoczął, wychodząc na prowadzenie 4-1, wykorzystując słabszy drugi serwis rywala i agresywnie returnując. Faworyt spotkania jednak znakomicie zareagował, wygrywając sześć gemów z rzędu i naprawdę podnosząc swój poziom, znajdując zarówno więcej piłek kończących, jak i regularności. Również w dalszej części spotkania Cobolli nie pozwalał już Polakowi tak łatwo przejmować inicjatywy, zdobywając swój pierwszy tytuł tej rangi wynikiem 6-4, 6-2.

Mimo porażki w finale, był to niewątpliwie przełomowy tydzień w karierze Michalskiego. W rankingu opublikowanym po Miami Polak znajdzie się w trzeciej setce, do tego przez długi pobyt w Zadarze otrzymał także miejsce w głównej drabince w Oeiras, bez potrzeby grania w kwalifikacjach. Ciężko też przypomnieć sobie turniej, w którym Daniel grałby tak agresywnie (a jednocześnie skutecznie).

Żuk w finale w szwajcarskim Biel

Kacper Żuk do czasu przyjazdu do Biel miał na swoim koncie tylko 3 zwycięstwa w tym roku, nie potrafiąc znaleźć swojej formy z poprzedniego sezonu. Jego występ w Szwajcarii był zatem bardzo miłą odmianą, tym bardziej że lista pokonanych przeciwników jest jak najbardziej imponująca. Pavel Kotov w ostatnich czterech miesiącach wygrał dwa halowe Challengery, a Antoine Escoffier jest w życiowej formie i ograł Polaka w lutym w Pau. Dominic Stricker był za to faworytem całego turnieju, w zeszłym sezonie pokonał w Stuttgarcie Huberta Hurkacza, a w czasach juniorskich wygrał French Open 2020. Jakby tego było mało, Żuk awansował do finału bez straty seta.

Pora na garść statystyk – jeśli chodzi o występy Polaków w cyklu ATP Challenger Tour był to bowiem moment historyczny. Dopiero ósmy raz dwóch z nich w jednym tygodniu dotarło do półfinału takich imprez. Po pięknej sobocie, kiedy Michalski wygrał z Sanchezem Joverem, a Żuk ze Strickerem, okazało się, że dwaj nasi reprezentanci w finałach Challengerów jednego dnia występowali do tej pory tylko raz – w 2017 roku Jerzy Janowicz przegrał z Maximilianem Martererem w Eckental, a Hubert Hurkacz również uległ Radu Albotowi w Shenzhen.

W finale Żuk musiał zmierzyć się ze swoim partnerem deblowym z tego tygodnia, Jurijem Rodionovem. Razem udało im się doprowadzić do tie-breaka w meczu z bardzo dobrą parą Vlad-Victor Cornea/Fabian Fallert (ten pierwszy powinien być dobrze znany Poznaniakom, wielokrotnie występował w tamtejszym Challengerze jako dzika karta na zasadzie wymiany z imprezą z Sibiu). Rumun i Niemiec w tym roku zgarnęli już dwa tytuły tej rangi, a Rodionova i Żuka ograli 6-3, 2-6, 10-4. Któż by przypuszczał, że już pięć dni później obaj spotkają się w finale singlowym.

Hala w Biel należy do tych szybszych, stąd też finał Żuka z Rodionovem miał bardzo mocne tempo i niewiele szans dla zawodników przy odbiorze. To Austriak znaczył jednak znacznie więcej w gemach na returnie i udowodnił to nie tylko jedyną okazją na przełamanie w pierwszym secie, ale także czterema mini-breakami w tie-breaku. W decydujących momentach to Rodionov przejmował kontrolę nad wymianami. Wkrótce Żuk musiał przetrwać trudny moment, gdy przy stanie 6-7, 0-1 Austriak wywalczył sobie dwa break pointy.

O ile tam Kacper jeszcze sobie poradził, to przy stanie 6-7, 4-5 pojawiły się trzy meczbole dla Rodionova. Żuk słusznie ruszył agresywnie do siatki, ale przy woleju zabrakło dokładności w wykończeniu, co generalnie charakteryzuje w ostatnim czasie grę Polaka. Jego problemy często wynikają nie z braku umiejętności wyjścia na korzystną pozycję w wymianie, a kłopotem z postawieniem tzw. “kropki nad i”. Niewątpliwie ten tydzień należał jednak do bardzo udanych, pozwoli też Polakowi wrócić do drugiej setki w najbliższym rankingu ATP.

Karol Drzewiecki i Szymon Walków też wystąpili w Biel w deblu, ale bardzo łatwo ulegli parze Dan Added i Michail Pervolarakis, wywalczając tylko dwa gemy.

Ciaś w ćwierćfinale w Porecu, sześciu reprezentantów w Monastyrze

Po drugiej rundzie w turnieju ITF w Porecu, Paweł Ciaś zagrał w kolejnych zawodach w Chorwacji w Opatiji. Pierwsze dwie rundy mało powiedziały nam o formie Polaka, gdyż musiał on zmierzyć się z dwoma włoskimi kwalifikantami, do tego jeden z nich poddał mecz już po trzecim gemie. Ćwierćfinał przyniósł za to naprawdę mocnego rywala – Kyrian Jacquet był w Opatiji rozstawiony z trójką, a w poprzednim sezonie dwa razy docierał do półfinału Challengerów (Aix en Provence i Tampere). Ciaś po dosyć wyrównanym meczu uległ Francuzowi 2-6, 6-4, 1-6, ostatecznie nie znajdując recepty na solidną defensywę rywala. W porównaniu z występem z Porec, zdecydowanie na plus.

Bardzo liczną reprezentację wysłaliśmy na imprezę M15 w Monastyrze. Od kwalifikacji rozpoczynał Jasza Szajrych, przegrywając w drugiej rundzie z Timem Sandkaulenem (polscy kibice mogą go pamiętać z sensacyjnego zwycięstwa z Kacprem Żukiem i porażki z Danielem Michalskim w Challengerze w Brunszwiku).

Pozostałych pięciu Polaków wystartowało w drabince głównej – pięciu, bo od tego tygodnia nasz kraj reprezentuje też były najlepszy junior świata i mistrz Wimbledonu i US Open 2012 do lat 18, Filip Peliwo. Dotychczas grający dla Kanady zawodnik pochodzi z polskiej rodziny i jako jedyny ze swojego rodzeństwa urodził się już poza granicami naszego kraju. O tym transferze mówiło się już od jakiegoś czasu, w poprzednim roku Filip występował z licencją PZT chociażby w mistrzostwach Polski, latem doszedł też do finału turnieju o puli nagród 15 tysięcy dolarów w Gdyni. Obecnie w czwartej setce, Peliwo ma na swoim koncie występy w kwalifikacjach wielkoszlemowych i tytuł rangi ATP Challenger Tour w Knoxville z 2017 roku.

Niestety pierwsza runda, a w zasadzie jeden dzień, czwartek, okazał się prawdziwym pogromem Polaków w Monastyrze. Michał Dembek, Michał Mikuła, Aleksander Orlikowski, Olaf Pieczkowski, oraz wspomniany Peliwo jak jeden mąż odpadli z turnieju. Mikuła i Pieczkowski wygrali chociaż po secie, bardzo słabo spisali się Dembek i Peliwo, wygrywając zaledwie po kilka gemów, mimo bycia faworytami swoich spotkań. Co ciekawe, rywale Pieczkowskiego i Orlikowskiego, Aleksander Donski i Terence Atmane, zmierzylii się w finale turnieju. Mikuła na mini plus zaliczy występ w deblu, gdzie w parze z Azizem Ouakaą dotarł do ćwierćfinału.

Kaśnikowski i Wójcik kontynuują indyjskie tournee, Jeleń i Gruszczyńska pozostają w Palmanovie

W Indiach pozostali Maks Kaśnikowski i Yann Wójcik. Tym razem turniej odbywał się w New Delhi, a obaj Polacy ulegli reprezentantom gospodarzy w drugiej rundzie (porażka Maksa z Digvijayem Pratapem Singhiem była dosyć sporą niespodzianką). Wspólnie wystąpili też w deblu, gdzie w ćwierćfinale nie wykorzystali dwóch piłek meczowych w starciu z ostatecznymi finalistami turnieju.

Jedynymi reprezentantkami Polski były ponownie Aleksandra Julia Jeleń i Rozalia Gruszczyńska w hiszpańskiej Palmanovie. Podobnie jak Kaśnikowski i Wójcik w New Delhi, obie tenisistki przegrały w swoich drugich meczach (tylko że w drabince kwalifikacyjnej), a w deblu znalazły się w ćwierćfinale. Ich pogromczynie, Angelica Moratelli i Aurora Zantedeschi, wygrały całą imprezę.


Turnieje rangi Challenger oraz ITF możesz obstawiać w forBET, a korzystając z kodu TBD otrzymujesz pakiet powitalny o wartości 2350 PLN, a w tym m.in. zakład bez ryzyka do 100 PLN oraz 14 dni gry bez podatku!

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie sport_900x300.gif

Dyskusja o tenisie przez cały rok w naszej grupie!

Fan gry przy siatce i jednoręcznych bekhendów, miłośnik cyklu ATP Challenger Tour. W wolnych chwilach - student.