Czy chiński tenis doczeka się męskiej gwiazdy światowego formatu?

Zhang - Kozerki
Zhizhen Zhang (fot. PZT)

Do niedawna, chiński tenis kojarzył się nam raczej jedynie z licznymi zawodniczkami grającymi w głównym cyklu. Żaden mężczyzna z tego kraju nie był nigdy w pierwszej setce rankingu ATP. Nadciąga zmiana, ponieważ trzech Chińczyków lada moment może zacząć pojawiać się na naszych ekranach z dużo większą częstotliwością.

Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis

Mimo wielu sukcesów w tenisie kobiecym, Chiny jeszcze nigdy nie miały swojego zawodnika w pierwszej setce rankingu ATP. Najwięcej osiągnęła oczywiście Li Na (mistrzyni Roland Garros 2011 i Australian Open 2014), a cztery inne Chinki zdobyły też tytuły wielkoszlemowe w deblu, Shuai Peng była nawet liderką rankingu gry podwójnej. Znakomicie zapowiada się też nowa generacja na czele z Qinwen Zheng, która jest w tym momencie drugą najwyżej sklasyfikowaną zawodniczką do dwudziestego roku życia (po Coco Gauff). Z młodszych Chinek w pierwszej setce znajdują się też Xiyu Wang i Xinyu Wang.

Wszystko wskazuje na to, że już za chwilę również i w męskim tenisie Chiny mogą doczekać się gwiazdy światowego formatu. Przed obecnym sezonem, tylko pięciu Chińczyków chociaż na chwilę przewinęło się w TOP 200 rankingu ATP.

  • 136 – Zhizhen Zhang (2020)
  • 140 – Di Wu (2016)
  • 148 – Zhe Zhang (2013)
  • 173 – Bing Pan (1995)
  • 195 – Zhe Li (2019)

Obecnie w wyścigu o pierwsze w historii kraju miejsce w najlepszej setce liczy się trzech zawodników. Jednym z nich jest Zhizhen Zhang, który już poprawił swój ranking sprzed dwóch lat. Pozostali dwaj to byli liderzy rankingu juniorów – Yibing Wu i Juncheng Shang.

Nagły przyrost pewności siebie i brutalna agresja

Zacznijmy od Zhanga, który trzy lata temu wygrał w swoim kraju dwa turnieje cyklu ATP Challenger Tour i przez chwilę był typowany na tego, który pierwszy przełamie tę barierę. Potem przyszedł jednak spadek formy, a pandemia bardzo utrudniła graczom z Chin dalszy progres – praktycznie aż do tej jesieni liczba turniejów w tej części świata była nie tyle ograniczona, co w zasadzie zerowa.

Paradoksalnie, niektórzy zawodnicy nie wyszli na tym najgorzej. Zhang w tym roku musiał bardzo dużo grać w Europie i chociaż początek sezonu w hali miał nieudany, wszystko zmieniło się na mączce po Wimbledonie. Licząc od końcówki czerwca, 25-latek legitymuje się bilansem 27-5, w co wliczają się cztery finały Challengerów (jeden wygrany).

Zhangowi przybyło niesamowicie dużo pewności siebie i widać to wyraźnie w jego grze. Punkty ustawia potężnym serwisem, a potem praktycznie bez zastanowienia wybiera ryzykowne piłki z obu stron, nie bojąc się zmieniać kierunku i szukać uderzeń po linii. Kiedy jest w rytmie, potrafi być machiną nie do zatrzymania.

Chińczyka mogliśmy oglądać w tym roku w Polsce, gdy miesiąc temu dotarł do finału Challengera w Kozerkach. W meczu z Tomasem Machacem wyszło na wierzch trochę problemów Zhanga. To był pojedynek między naprawdę niesamowitym talentem z doskonałą techniką, a zawodnikiem który potrafi myśleć na korcie. To właśnie umiejętność czytania gry i wprowadzenia poprawek w planie taktycznym Czecha przesądziła o zwycięstwie. Zhang wyszedł na kort z konkretnym pomysłem grania akcji serwis-wolej po drugim podaniu, wykorzystując bardzo głębokie ustawienie Machaca do returnu. Rywal zaczął trochę bardziej wchodzić w kort i Chińczyk do końca meczu wyglądał na strasznie zmieszanego.

Zhang zakończył ubiegły sezon zaraz po turnieju w Hamburgu (lipiec), stąd też do końca roku nie broni żadnych punktów rankingowych. Po jego planie startowym widać, że planuje teraz skupić się na imprezach głównego cyklu. Do pierwszej setki brakuje mu około 90 punktów.

Zhang - Kozerki
Zhizhen Zhang (fot. PZT)

Być może Chińczyk już by tam był, gdyby nie dwie niesłychanie bolesne porażki tego lata. W półfinale Challengera w Brunszwiku uległ bowiem Maximilianowi Martererowi, marnując osiem piłek meczowych. Warto wspomnieć, że to raczej Niemiec genialnie ich bronił, ale zupełnie inna sytuacja miała miejsce podczas US Open w meczu pierwszej rundy z Timem van Rijthovenem. Zhang prowadził 2-0 w setach i miał siedem piłek meczowych, ale po zmarnowaniu ich w trzeciej partii, w kolejnych nie postawił już Holendrowi wyzwania. Gdyby wygrał, w drugiej rundzie zmierzyłby się z Casperem Ruudem. Na dosyć szybkim korcie twardym – nie byłby to prosty mecz dla Norwega.

Fenomenalny powrót po trzech latach przerwy

Aktualnie osiem pozycji za Zhangiem w rankingu ATP znajduje się Yibing Wu. 22-latek w 2017 roku dokonał czegoś naprawdę niesamowitego – wygrał juniorski turniej US Open zarówno w singlu i w deblu (z Yu-hsiou Hsu), a następnie dosłownie tydzień później zdobył swój pierwszy tytuł ATP Challenger Tour w Szanghaju.

Niestety kolejne lata nie potoczyły się dla niego dobrze. Wu zmagał się z ciągłymi kłopotami zdrowotnymi, o czym najlepiej świadczy chyba fakt, że mimo wspomnianego sukcesu w Challengerze, do tego roku jego najwyższy ranking w karierze wynosił tylko 298. Co więcej, w marcu 2019 roku Wu musiał zrobić sobie przerwę od grania, która ostatecznie wyniosła prawie trzy lata.

Nie przez cały ten czas Wu był niezdolny do gry, ale do opóźnienia jego powrotu przyczyniła się również pandemia. Kilkukrotnie usłyszeliśmy o wewnętrznych chińskich zawodach, które często wygrywał. Na profesjonalny powrót przyszła pora dopiero pod koniec stycznia 2022, gdy 22-latek pojawił się w turnieju ITF w Cancun. Jego udział w tej imprezie zakończyła kolejna kontuzja i tak na dobre, do gry Wu wrócił dopiero pod koniec kwietnia.

Miał wtedy zaledwie jeden punkt ATP, zdobyty za wygraną pierwszą rundę w Cancun. Pięć miesięcy później, jego licznik wynosił 416, a tegoroczny bilans Chińczyka to 35-5 (trzy z tych porażek to krecze)! Na poziomie ATP Challenger Tour Wu wygrał ostatnie piętnaście spotkań, zdobywając tytuły w Orlando, Rome i Indianapolis.

Yibing Wu (fot. Yibing Wu / facebook)

Wu nie gra z tak potężną siłą jak Zhang, ale ma niesamowitą rękę do tenisa. Lubi brać piłki szybko po koźle i wchodzić na uderzenie forhendowe. Do tego dokłada świetny return i bardzo nieprzyjemną, niską trajektorię lotu zagrań z linii końcowej. Wspomniany forhend to zdecydowanie jego największa broń i nawet podczas meczu z Daniilem Medvedevem na US Open, był w stanie wiele razy zaskoczyć Rosjanina tym uderzeniem.

Chińczyk w swojej niejako drugiej części kariery bardzo dba o swój kalendarz startów, stara się go nie przepychać. Wciąż nie widzieliśmy go na kortach od nowojorskiego szlema, ale w planach ma teraz serię Challengerów w Korei Południowej (Gwangju/Seul/Busan). Wu do końcówki kwietnia 2023 broni tylko jednego punktu ATP, także prędzej czy później ta pierwsza setka stanie dla niego otworem. Czy szybciej od Zhanga? O tym porozmawiamy na koniec.

Jeszcze nie dziś, ale niedługo

Do wyścigu nie włączy się już raczej 17-letni Juncheng „Jerry” Shang, ale dla Chińczyków to ogromna nadzieja na przyszłość. Zawodnik ten rok temu był w finale juniorskiego US Open i wciąż mógłby grać w takich turniejach, ale po prostu nie ma to dla niego sensu. Jest już bowiem w pierwszej dwusetce rankingu ATP i niedawno wygrał swojego pierwszego Challengera w Lexington.

W czasach juniorskich Shang wyróżniał się przede wszystkim forhendem, ale było to uderzenie bardzo nierówne. W wymianach raczej grał olbrzymim topspinem i wrzucał piłkę w kort, a tylko od czasu do czasu wchodził na piłkę z pełną mocą. Była to jednak raczej opcja na kończenie akcji na „strzał”, a nie realne prowadzenie gry z linii końcowej. Już teraz jednak widać w tym temacie u Shanga olbrzymi progres. Mimo wątłej budowy, zaczął wykorzystywać siłę swojego forhendu by rozprowadzać piłkę po korcie i potrafi być niezwykle groźny, jeśli zostawi mu się swobodę do ruszania przeciwnika z narożnika do narożnika.

Juncheng Shang (fot. USTA / itftennis.com)

Shang od kilku lat trenuje w IMG Academy na Florydzie i bardzo dużo występuje w USA. Tam też postawi swoje następne tenisowe kroki, biorąc udział w Challengerach w Tiburon i Fairfield. 17-latek pochodzi z bardzo sportowej rodziny – jego ojciec dwa razy grał dla reprezentacji Chin w piłkę nożną, a matka zdobyła trzy medale na mistrzostwach świata w tenisie stołowym.

Nastolatek niedawno współpracował przez krótki czas z Marcelo Riosem, byłym numerem jeden rankingu ATP. Ta relacja zdawała się układać bardzo dobrze, ale Chilijczyk niespodziewanie został zwolniony bez podania powodu. Rios sugerował, że to z uwagi na ciężką relację z ojcem Shanga oraz nietypową etykę pracy w obozie 17-latka, który według finalisty Australian Open 1998 miał np. przez tydzień nie trenować, bo jego tata był chory na koronawirusa.

Kto pierwszy?

Na koniec postawmy sobie dwa pytania:

  • Którzy z tych zawodników mogą zostać gwiazdami światowego formatu?
  • Kto będzie pierwszym Chińczykiem w TOP 100?

Jeśli chodzi o pytanie pierwsze, tutaj na przód wysuwają się raczej Wu i Shang. Obaj są znacznie młodsi od Zhanga i mimo mniejszego potencjału fizycznego, mają w sobie więcej kreatywności i są znacznie bardziej uniwersalni. Warto jednak pamiętać, że w obu przypadkach dalszy progres może okazać się trudny właśnie przez wątłą budowę i niską odporność na kontuzje. Wielu Azjatów w przeszłości cierpiało z tego powodu, mimo wspaniałej kariery do tego grona zaliczylibyśmy nawet kogoś takiego jak Kei Nishikori. Wielu znakomitych juniorów z tej części świata (np. Chun-Hsin Tseng, Shintaro Mochizuki) męczy się (bądź męczyło) z przeniesieniem swoich sukcesów do dorosłego tenisa.

Wyścig o TOP 100 rozegra się pomiędzy Wu, a Zhangiem, szczególnie że obaj do końca roku nie bronią żadnych punktów. Kilka miesięcy temu zdecydowanie typowałem tego drugiego, który odnajduje się teraz w zasadzie na każdej nawierzchni, a jego fizyczność pozwala na bardziej obfity plan startowy. Dużo będzie zależało jednak od tego, jak Zhang poradzi sobie w nadchodzących turniejach ATP Tour, w których nie ma prawie żadnego doświadczenia. Lekką przewagę w tym momencie dałbym Wu, który w bezpieczniejszym challengerowym środowisku w Korei Południowej ma chyba większą szansę zebrania potrzebnych punktów. Oczywiście, w przypadku Zhanga który będzie grał w lepiej nagradzanych turniejach wystarczy jeden dobry start. Wu prawdopodobnie będzie potrzebował dwóch bardzo udanych występów.


Wszystkie zawodowe turnieje tenisa możesz obstawiać w forBET, a korzystając z kodu TBD otrzymujesz pakiet powitalny o wartości 3150 PLN, a w tym m.in. zakład bez ryzyka do 1100 PLN, bonus 100% do 2050 PLN oraz 30 dni gry bez podatku!

forbet baner

Dyskusja o tenisie przez cały rok w naszej grupie!

Fan gry przy siatce i jednoręcznych bekhendów, miłośnik cyklu ATP Challenger Tour. W wolnych chwilach - student.