Hubert Hurkacz – podsumowanie i statystyki pierwszego kwartału 2021

Hubert Hurkacz
Hubert Hurkacz (fot. Hubert Hurkacz / Facebook)

Podczas gdy sezon na kortach ziemnych trwa w najlepsze, dostarczając nam sporo sensacji i wielkich emocji, ja postanowiłem po raz ostatni wrócić na „beton” i podsumować pierwszą część sezonu w wykonaniu Huberta Hurkacza. Czy da się jednoznacznie ocenić ten okres? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie.

Świetny początek

Jak wszyscy dobrze wiemy, początek obecnego sezonu znacznie różnił się od tych z przeszłości. W połowie stycznia wszyscy gracze, którzy mieli w planach występy w Australian Open i innych turniejach rozgrywanych na Antypodach, musieli stawić się w Melbourne celem odbycia dwutygodniowej kwarantanny. Część zawodników zaplanowała start swojej kampanii właśnie w Australii, podczas gdy inni zdecydowali się wystąpić w jednej z dwóch rozgrywanych wcześniej imprez – Delray Beach Open lub Antalya Open. Właśnie taki ruch zdecydował się wykonać Polak.

Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis

O perfekcyjnym starcie sezonu i samym przebiegu amerykańskiego turnieju pisałem już w tym artykule. Wspomnę tylko, że wrocławianin rozpoczął rok niemal perfekcyjnie. Przestrzegałem jednak, aby nie wpadać w zachwyt. Każdy turniej, tydzień, czy nawet dzień jest przecież inny. Sport jest nieprzewidywalny w swej naturze, a próba wyciągania wniosków po udanym, ale nadal tylko jednym turnieju wydaje się być jeszcze bardziej karkołomna. Co prawda Australia powitała Hubiego niezwykle ciepło (dosłownie i w przenośni), szybko jednak okazało się, że nie zawsze może być pięknie.

Trudne chwile

Po dwóch tygodniach treningów i izolacji, Hubert ponownie pojawił się na zawodowych kortach. Turniej Great Ocean Road rozpoczął od kolejnych dwóch zwycięstw w dwóch setach w singlu. W deblu zaś awansował do ćwierćfinału w parze z Jannikiem Sinnerem. Wyglądało to bardzo dobrze, choć w grze pojedynczej Hurkacz nadal nie rozegrał ani jednego spotkania z rywalem z czołówki. Zanim do takiego spotkania doszło, nadeszły pierwsze problemy. Po tym, jak pracownik hotelu, w którym przebywała większa część zawodników otrzymał pozytywny wynik testu na COVID-19, wszystkie mecze zostały przełożone o jeden dzień. Doprowadziło to do sytuacji, w której zwycięzcy spotkań 3. rundy musieli walczyć w ćwierćfinałach jeszcze tego samego dnia. Wśród nich był także Polak i niestety nie poradził sobie z tym wyzwaniem, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Po wygraniu pierwszej partii Hubi miał kilka szans na przełamanie Stefano Travaglii, z którym mierzył się tamtego dnia, już w gemie otwarcia drugiego seta. Nie zdołał ich wykorzystać i to okazało się być punktem zwrotnym całego pojedynku. Kilka gemów później wrocławianin stracił podanie, po czym Włoch dokończył dzieła i mieliśmy remis. Decydujący set był jeszcze bardziej bolesny. Hurkacz zaczął grać bardzo nierówno, popełniał proste błędy i choć dwukrotnie przełamał rywala, sam stracił podanie trzy razy i musiał pogodzić się z pierwszą porażką w 2021 roku. Do debla Hubert i Jannik nie przystąpili z powodu zmęczenia Włocha, który stoczył niesamowity bój z Karenem Khachanovem. Wynik w tym turnieju nie był jednak odebrany aż tak negatywnie. W końcu “Hurki” miał kilka dni więcej na przygotowania do znacznie ważniejszego Australian Open. Polscy kibice żywili wielkie nadzieje dotyczące występu w pierwszej tegorocznej imprezie wielkoszlemowej, jednak rzeczywistość ponownie okazała się bezlitosna.

Stówka, której nikt nie chciał

W 1. rundzie Hubert trafił na młodszego z braci Ymer – Mikaela. Jak przyznał Szwed po meczu, taktyka na to spotkanie była prosta – biegać. I to właśnie bieganie niczym Forrest Gump przyniosło mu wynik, o którym pomyśleć mogło niewiele osób – zwycięstwo w pięciu partiach. Był to rezultat tym bardziej niespodziewany biorąc pod uwagę początek i środkową fazę pojedynku. Polak rozpoczął mocno i pewnie. Po komfortowym triumfie w partii otwarcia nadszedł jednak kryzys. Hubi, zamiast nadal atakować i kontrolować mecz, dał się wciągać w długie wymiany i zaczął podejmować dziwne decyzje oraz popełniać proste błędy. Po dwóch setach mieliśmy remis. Kolejne wydarzenia kazały jednak myśleć, że to koniec problemów wrocławianina tego dnia. Hurkacz zaczął grać lepiej, pewnie wygrał kolejnego seta, a w partii numer cztery miał sporo bezpośrednich lub pośrednich szans na odebranie rywalowi podania. Nie wykorzystał żadnej z nich, sam został przełamany w dwunastym gemie i doszło do „decidera”, w którym 24-latek przegrał już swój pierwszy gem serwisowy. Do końca spotkania „Hurki” nie przegrał już nawet jednego punktu przy swoim podaniu, ale nie był też w stanie odrobić strat. Symbolem tej batalii stała się liczba „100”, bowiem właśnie tyle niewymuszonych błędów popełnił podczas tego meczu nasz reprezentant.

Po tym spotkaniu ponownie pojawiło się zmartwienie. Hubi miał wszystkie argumenty po swojej stronie, ale tego dnia nie był w stanie ich odpowiednio wykorzystać. Szalona defensywa okazała się kluczowa i doprowadziła Szweda do 3. rundy imprezy (w kolejnym meczu pokonał Carlosa Alcaraza). Tymczasem Hubert powrócił do Europy i rozpoczął przygotowania w hali, a my trzymaliśmy kciuki, aby to był tylko chwilowy kryzys.

Powolna poprawa

Wrocławianin powrócił do gry w Montpellier. Polak rozpoczął turniej od 2. rundy, w której jego rywalem był Alejandro Davidovich Fokina. Hurkacz miał ochotę na rewanż po porażce z ubiegłorocznego US Open. Niestety, mecz okazał się swego rodzaju kopią pojedynku z Mikaelem Ymerem. Wrocławianin zaczął pewnie. Szybko przełamał Hiszpana i… wtedy coś się zepsuło. 24-latek stracił kontrolę nad przebiegiem zdarzeń, zaczął grać zachowawczo i został zwyczajnie zdominowany przez tenisistę z Półwyspu Iberyskiego. Fokina wygrał partię otwarcia do pięciu, a w drugiej oddał podopiecznemu Craiga Boyntona tylko dwa gemy i to pomimo faktu, że na jej początku upadł w niebezpieczny sposób i lekko uszkodził kostkę. Stało się jasne, że ma miejsce kryzys. Było to tym bardziej niepokojące, że w perspektywie jawiły się coraz większe i trudniejsze turnieje, na czele z kończącym pierwszy kwartał sezonu Miami Open.

Rotterdam był kolejnym przystankiem na drodze reprezentanta Polski. Rok wcześniej grał tu w 1. rundzie ze Stefanosem Tsitsipasem, którego miał na deskach i w pewnym momencie po prostu uszło z niego powietrze. Tym razem Grek miał być rywalem Hurkacza w 2. rundzie. Wcześniej 24-latek musiał zmierzyć się z Adrianem Mannarino i to spotkanie wlało w serca kibiców trochę nadziei. Hubert nie wygrał tego meczu bez problemu. Ba – w obu setach jako pierwszy tracił podanie i był zmuszony odrabiać straty. W grze Polaka zaszły jednak istotne zmiany. Grał on agresywniej, niezależnie od sytuacji konsekwentnie realizował swój plan, a w krytycznych momentach potrafił zachować zimną krew. Dobrze było znów zobaczyć coś, co w dwóch poprzednich turniejach gdzieś zniknęło.

Sprawdź unikalną promocję na start od eWinner
zakład bez żadnego ryzyka do 155 PLN z kodem TBD

Tak, jak ubiegłoroczny mecz ze Stefanosem Tsitsipasem zapoczątkował gorszy czas w karierze “Hurkiego”, tak tym razem wydawało się być dokładnie odwrotnie. Co prawda Grek ponownie był górą, jednak tenisista z Wrocławia znów pokazał jak dużo potrafi. Oczywiście Hubi nie był zadowolony – w końcu najbardziej liczyło się zwycięstwo. Nastroje wśród kibiców były jednak znacznie lepsze. W Dubaju Hurkacz rozpoczął od pewnego zwycięstwa z Richardem Gasquetem, ale już w kolejnym meczu musiał uznać wyższość Denisa Shapovalova, który w Azji grał po prostu fantastycznie. Mimo to widać było, że zawodnik z Dolnego Śląska wyszedł z dołka, a jego przyszłość powinna być tylko lepsza. Ciężko było jednak przewidzieć, że będzie ona aż tak dobra.

Amerykański sen

Kiedy w Polsce myślano o przygotowaniach do Świąt Wielkanocnych, Hubert rozpoczynał swoją kampanię w pierwszej imprezie rangi Masters 1000 w sezonie – Miami Open. W pierwszym meczu zaprezentował dobry tenis i pewnie pokonał Denisa Kudlę. Kolejne wyzwanie miało jednak naprawdę zweryfikować, na co stać Polaka na Florydzie. Przeciwnikiem okazał się bowiem Denis Shapovalov. Rewanż za turniej w Dubaju udał się w stu procentach. Kanadyjczyk nie grał tak, jak półtora tygodnia wcześniej, a Hubi znakomicie to wykorzystał. Wrocławianin pokazywał znakomitą dojrzałość i cierpliwość. To właśnie te cechy okazały się kluczowe – nie tylko w tym spotkaniu.

Kolejne mecze tylko potwierdziły to, jak istotne zmiany zaszły w grze i odporności „Cichego Zabójcy”. Potwierdził to m.in. legendarny już bój ze Stefanosem Tsitsipasem, w którym “Huragan Hurkacz” powrócił ze stanu 2-6, 0-2 15-40, po drodze krzycząc na siebie i motywując się tak bardzo, że wszyscy mogli być szczerze zaskoczeni jego ekspresją. Paradoksalnie to jednak spokój i opanowanie pozwoliły Polakowi na dojście do finału i wygranie go. Wyjście z 15-30 w dwunastym gemie trzeciej partii pojedynku z Raoniciem, obrona breakpointów w ostatnim gemie starcia z Rublevem czy wytrzymanie wojny nerwów w finale z Sinnerem – te wszystkie sytuacje tylko potwierdziły fakt, jak mocny psychicznie jest Polak. Tym samym wrocławianin zapisał się na kartach historii i sprawił, że wielkanocne jajko smakowało jeszcze bardziej wyjątkowo. W taki sposób zakończyła się pierwsza część sezonu 2021.

Subiektywne podsumowanie i garść statystyk

Podsumowanie zacznijmy od rzeczy, które mogliśmy dostrzec “gołym okiem”. Przede wszystkim w grze Hubiego dało się zauważyć większą agresję i znacznie mniej prostych błędów. Redukcja tego drugiego aspektu pociągnęła za sobą większą regularność, a ta z kolei pewność siebie, która była naszemu najlepszemu tenisiście szczególnie potrzebna. Hubi nie tracił głowy w kryzysowych sytuacjach. Po prostu widać było, że czuje się bardzo dobrze i wreszcie pokazuje to, co naprawdę potrafi.

Dominic Thiem udzielił emocjonalnego wywiadu i podzielił się swoimi problemami – Tenis by Dawid

Teraz weźmiemy pod uwagę statystyki Polaka z pierwszych trzech miesięcy sezonu i porównamy je do wszystkich występów z roku ubiegłego, ale tylko tych mających miejsce na betonie.

Hubert ma minimalnie gorszy współczynnik średniej ilości asów na jedno spotkanie – 8.5 asa na mecz w tym sezonie do prawie dziewięciu w ubiegłym. Znaczna poprawa nastąpiła za to w statystyce podwójnych błędów serwisowych. W tej części sezonu Hurkacz popełniał średnio około dwóch „dubli” na mecz, podczas gdy w minionym roku ta liczba wynosiła niemal cztery. Na pewno ten dobry wynik wiąże się z procentem trafionych pierwszych podań, który wygląda znacznie lepiej – 67% w porównaniu do 60% w sezonie 2020. Z tymi wynikami ściśle wiąże się również procentowa skuteczność drugiego podania, która wynosi bardzo dobre 53% – o osiem więcej niż w poprzednim sezonie. Poprawiły się także inne statystyki – w tym procent wygranych gemów serwisowych. Pełne zestawienie, wraz z uwzględnieniem sezonu 2019, znajdziecie poniżej.

202120202019
Asy na mecz8,58,97,4
Podwójne błędy na mecz1,93,92,8
% trafionych pierwszych podań676065
% piłek wygranych po 1. podaniu747574
% piłek wygranych po 2. podaniu534551
% obronionych bp646266
% wygranych gemów serwisowych868082
% wygranych punktów przy podaniu676366
% wygranych gemów, w których bronił min. 1 bp433939

Spore zmiany zaszły także w returnie. Przedstawia je kolejna tabela.

202120202019
% piłek wygranych po 1. podaniu rywala322827
% piłek wygranych po 2. podaniu rywala505148
% wykorzystanych bp373939
% gemów wygranych na returnie212119
% punktów wygranych na returnie383735
% wygranych gemów, w których miał min. 1 bp546764

Wreszcie statystyka najważniejsza – zwycięstwa. Hubi zakończył turniej w Miami z bilansem 14-5, co było oczywiście jego najlepszym startem w ATP w karierze. Wydaje się, że Polak po prostu zaczął robić to, co potrafi, a ciężka praca nareszcie zaczęła się spłacać. Teraz oczywiście reprezentanta Polski czekają występy na mączce czyli nawierzchni, która wydaje się sprzyjać mu najmniej. Apeluję więc o podejście do kolejnych występów Huberta na chłodno, bo łatwo nie będzie, choć oczywiście kontynuacja dobrej passy jest jak najbardziej możliwa.

22 lata, wierny kibic Huberta Hurkacza i Jerzego Janowicza, fan agresywnej gry i dobrego serwisu. Znam się na wszystkim po trochu i niczym wybitnie. Dla mnie nie ma tematów tabu.