Majchrzak i Żuk w półfinałach Challengerów [PODSUMOWANIE]

Majchrzak - Kozerki
Kamil Majchrzak (fot. Andrzej Bożęcki)

Polski tenis w natarciu? Na pewno tak wyglądało to w minionym tygodniu w rozgrywkach ATP Challenger Tour i ITF World Tennis Tour. Aż szóstka naszych reprezentantów dotarła do półfinałów turniejów singlowych (Maks Kaśnikowski, Kamil Majchrzak, Daniel Michalski, Martyn Pawelski, Joanna Zawadzka, Kacper Żuk), do tego najcenniejszą wygraną w karierze dołożyła Weronika Falkowska.

Dołącz do największej grupy tenisowej w Polsce – Nie śpię, bo oglądam tenis

Przebudzenie Żuka, solidny Majchrzak

Dopiero po raz dziewiąty w obecnym wieku, dwóch Polaków w tym samym tygodniu zagrało w półfinale turnieju cyklu ATP Challenger Tour. Ten sezon to również pierwszy raz, kiedy taka sytuacja zdarzyła się dwukrotnie (wcześniej w Marcu Michalski był finalistą w Zadarze, a Żuk w Biel). Tym razem u obu zakończyło się na półfinałach.

Kamil Majchrzak zaliczył w Seulu cenne zwycięstwo z Johnem Millmanem, odrabiając stratę jednego seta. W pólfinale stanął jednak na przeciwko niewiarygodnego Yibinga Wu, który po trzech latach przerwy i licznych kontuzjach pnie się do tenisowej elity. Po dobrym spotkaniu Polak przegrał z Chińczykiem 3-6, 6-3, 4-6. Świetnie grał z kontry, ale wkradło się trochę zbyt dużo prostych błędów z forhendu. To był dopiero trzeci występ Majchrzaka na tym poziomie w tym sezonie (druga runda w Phoenix, pierwsza w Kozerkach).

Kacper Żuk Challengera w Ismaning musiał zaczynać od kwalifikacji. Ten turniej jest aktualnie jedynym w tym cyklu rozgrywanym na nawierzchni dywanowej. Są to korty bardzo specyficzne, z niskim kozłem piłki i piekielnie szybkie. Żukowi jednak pasują i można nawet powiedzieć, że zmuszają go do trochę bardziej agresywnej gry, co najczęściej wychodzi mu jednak na plus.

Mimo grania w eliminacjach, Polak został dolosowany do naprawdę przyjemnego miejsca w drabince i zaczął od pokonania 6-4 w trzeciej partii Antoine’a Escoffiera, który był jego najgroźniejszym rywalem w drodze do półfinału. W ostatnim czasie nic dla Żuka nie jest jednak proste, więc do końca drżeliśmy czy 23-latek wykorzysta dobre losowanie. Na szczęście Polak stanął na wysokości zadania i wreszcie odbudował dużo pewności siebie, pokonując Gabriela Decampsa i Denisa Yevseyeva.

Jak bardzo potrzebował takiego wyniku było widać choćby po okrzykach radości, jakie padały z jego ust po każdym zwycięstwie. Zatrzymał go dopiero najwyżej rozstawiony Quentin Halys w dwu tie-breakowym meczu, podczas którego żaden z zawodników nie wywalczył nawet jednego break pointa. Żuk wystąpił też w grze podwójnej razem z Szymonem Walkowem. Polacy wygrali dwa spotkania, ale w półfinale musieli uznnać wyższość Michaela Geertsa i Patrika Niklasa-Salminena.

Drzewiecki w finale w Rio de Janeiro

Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski kontynuowali swój cykl startów w Ameryce Południowej. W Rio de Janeiro obaj oprócz gry deblowej, zdecydowali się jeszcze zagrać kwalifikacje singla, do których dostali się jako zmiennicy gdyż drabinka nie była pełna. Matuszewski nie miał żadnych szans z byłym czwartym juniorem świata Giovannim Mpetschim Perricardem, który niedawno zaliczył półfinał Challengera w Libercu.

Drzewiecki stoczył zacięty bój z Juanem Pablo Pazem i naprawdę skutecznie przełamywał rytm gry, by nie wdawać się z Argentyńczykiem w długie wymiany z linii końcowej. Niestety mimo prowadzenia 5-3 w drugiej partii oraz dwóch piłek setowych (w tym jednej przy swoim podaniu), mecz zakończył się zwycięstwem Paza 7-5, 7-6.

W deblu Polacy zagrali z tymi samymi partnerami co w Campinas. Matuszewski i Alexander Merino zaliczyli bardzo niespodziewaną porażkę z parą 16-latków z Brazylii Gustavo Almeidą i Joao Fonsecą 6-4, 4-6, 9-11 (kursy na rywali nawet w okolicach dziesięciu). Drzewiecki i Jakub Paul pierwszą rundę przeszli, a następnie otrzymali dwa kolejne walkowery, dzięki czemu po zaledwie jednym meczu znaleźli się w finale.

Ich przeciwnikami byli Guido Andreozzi i Guillermo Duran, którzy tydzień wcześniej wyeliminowali Matuszewskiego i Merino bez większych kłopotów. Również i ten mecz był dosyć jednostronny. Doświadczeni Argentyńczycy trzy razy przełamali podanie by wygrać 6-3, 6-2, a powtarzającym się elementem były ich zaskakujące loby (czy to z returnu, czy to z gry). Karol już czwarty raz w tym sezonie jest finalistą Challengera, ale nie dał rady jeszcze sięgnąć po tytuł.

Ponownie sporo emocji w Sozopolu

Aż ośmiu Polaków zobaczyliśmy w kolejnej “piętnastce” w Sozopolu. Czterech z nich musiało rozpoczynać zmagania od kwalifikacji. Na pierwszej przeszkodzie odpadli w nich Mikołaj Lis i Gabriel Matuszewski, a Piotr Czaczkowski po zdobyciu jednego zwycięstwa nie dał rady po raz pierwszy w karierze zakwalifikować się do turnieju ITF, przegrywając z Sergo Sikharulidze. Bardzo łatwo kwalifikacje przebrnął najwyżej w nich rozstawiony Jasza Szajrych.

W głównej drabince mieliśmy zatem pięciu reprezentantów i właśnie od Szajrycha zaczniemy. Polak kolejny raz spotkał się z Robertem Strombachsem, którego tydzień wcześniej sensacyjnie pokonał 0-6, 6-4, 6-3. To nie koniec dziwnych wyników, bo Łotysz drugi raz nie dał się już zaskoczyć i znokautował Jaszę 6-0, 6-1.

Olaf Pieczkowski pokonał w pierwszej rundzie Yanna Wójcika, ale nie dał rady Riccardo Balzeraniemu, z którym wygrał tydzień wcześniej. Świetnie spisali się Maks Kaśnikowski i Martyn Pawelski. Ten drugi przerwał serię siedmiu porażek z rzędu i niespodziewanie pokonał Simona Anthonego Iwanowa, który sklasyfikowany jest w siódmej setce rankingu ATP. Do tego dołożył jeszcze dwie wygrane, w drugim zawodowym półfinale przegrywając z Vladyslavem Orlovem (ATP 464) 1-6, 5-7.

Kaśnikowski był rozstawiony z numerem trzy i kontynuował dobrą passę, tracąc tylko jednego seta z Admirem Kalenderem po drodze do półfinału. Tam czekał jednak faworyt całej imprezy Alex Lazarov, który niedawno przeszedł nawet rundę w turnieju ATP 250 w Sofii. W sobotę mecz był równy i zakończył się prowadzeniem Maksa 7-6, 1-3, ale z uwagi na opady deszczu musiał zostać dokończony w niedzielę i tam dominował już tylko Bułgar. Lazarov w finale oddał Orlowowi tylko dwa gemy i wygrał cały turniej.

Nie zabrakło też oczywiście emocji deblowych. Pawelski/Szajrych zostali w pierwszej rundzie pokonani przez Pieczkowskiego, który grał z Turkiem Tuną Altuną. Kaśnikowski wystąpił ze swoim przeciwnikiem singlowym Kalenderem, odpadając z najwyżej rozstawioną parą Alexander Donski/Vladyslav Orlov. To właśnie Bułgar i Ukrainiec sięgnęli po trofeum, w finale ogrywając Pieczkowskiego i Altunę.

Półfinał Michalskiego

Daniel Michalski był najwyżej rozstawiony w turnieju M25 w Santa Margherita di Pula. Polak z uwagi na opady deszczu musiał zarówno drugą rund, jak i ćwierćfinał rozegrać w piątek, ale obu przeciwników odprawił raczej łatwo (Stefanos Sakellaridis skreczował będąc gema od porażki). Za mocny okazał się jednak Timo Stodder, czyli zwycięzca tegorocznego turnieju ITF w Bytomiu, a także mistrz z Santa Margherita di Pula z tygodnia wcześniej. Wygrana z Danielem 6-2 7-5 była jego dziewiątą z rzędu.

W kwalifikacjach do tej samej imprezy wystąpił Michał Dembek, który po super tie-breaku uległ Kirillowi Kivattsewowi. Polacy wspólnie zagrali razem w debla, odpadając w pierwszej rundzie z ćwierćfinałowym rywalem Michalskiego Cezarem Cretu i Mirceą-Alexandrem Jecanem.

Czwartą porażkę z rzędu zaliczył Filip Peliwo, który w turnieju M25 w Sunderlandzie odpadł w pierwszej rundzie z Johannusem Mondayem. Brytyjczyk co prawda przegrał w kolejnym meczu, ale to bardzo obiecujący zawodnik, grający aktualnie w Stanach dla University of Tennessee. W tym roku wygrał już dwa turnieje ITF (jeden rangi 25K).

Bartłomiej Andrzejczak próbował swoich sił w eliminacjach w Heraklionie, ale przegrał w drugiej rundzie z Amitem Cohenem. Rundę w kwalifikacjach, ale w Monastyrze wygrał też Karol Tomański. Ta sztuka nie udała się występującemu w tym samym turnieju Jędrzejowi Jaroszowi, który w swoim drugim zawodowym pojedynku przegrał 3-6, 4-6 z Kerimem Akkocaoglu.

W eliminacjach na tym samym poziomie mieślimy jeszcze dwóch reprezentantów w Sharm el Sheikh. Borys Zgoła tym razem na losowanie narzekać nie może, ale zaliczył siódmą zawodową porażkę z rzędu (w singlu), ulegając nieklasyfikowanemu w rankingu ATP Niklasowi Grunewaldowi 12-14 w super tie-breaku. Alan Bojarski dotarł do ostatniej rundy turnieju kwalifikacyjnego, ale wygrał tylko jednego gema z Jacobem Bradshawem, który okazał się niejaką rewelacją całej imprezy, zostając jej ćwierćfinalistą.

Największe zwycięstwo w karierze Falkowskiej, ćwierćfinał Lincer

W bardzo mocno obsadzonej “sześćdziesiątce” w Monastyrze reprezentowała nas Weronika Falkowska. Polka zaliczyła dwa bardzo solidne zwycięstwa, najpierw z Yuliyą Hatouką, a następnie z Moyuką Uchijimą. Wygrana z Japonką była jej największym skalpem w dotychczasowej karierze pod względem rankingowym (Uchijima znajdowała się w minionym tygodniu na 113-tym miejscu). Świetny występ Falkowskiej zakończyła dopiero Despina Papamichail, pokonując ją 6-3, 1-6, 6-2. Polka w parze z Ekateriną Makarovą dotarła też do półfinału gry podwójnej. 

Trzy Polki wystąpiły w eliminacjach turnieju W25 w Florence (w Stanach Zjednoczonych, nie mylić z włoską Florencją). Daria Kuczer uległa w pierwszej rundzie Akashy Urhobo, ale Anna Hertel i rozstawiona z jedynką Olivia Lincer awansowały do głównej drabinki. Ta pierwsza przegrała w meczu otwarcia z Samanthą Crawford (kiedyś nawet chwilowo pierwsza setka rankingu WTA), ale Lincer spisała się dużo lepiej. Po wygranej pierwszej rundzie dostała w drugiej walkowera, a w swoim premierowym ćwierćfinale w polskich barwach uległa utalentowanej Niemce Alexandrze Vecic (WTA 549) 3-6, 6-4, 1-6.

W grze deblowej wystąpiły tylko Kuczer i Lincer. Daria dotarła do ćwierćfinału w parze z Eleonorą Molinaro, tą samą, z którą zostały finalistkami w niedokończonym przez huragan Ian turnieju w Hilton Head. Lincer i Maria Sholokhova odpadły na pierwszej przeszkodzie.

Weronika Baszak zaplanowała teraz kilka startów w Kanadzie, a pierwszym z nich był turniej W25 w Fredericton. Polka pokonała szesnastoletnią reprezentantkę gospodarzy Mariyę Dobrevę, ale w drugiej rundzie nie dała rady Annie Siskowej, sklasyfikowanej w trzeciej setce rankingu WTA. Baszak miała też wystąpić w deblu, ale się z niego wycofała.

Bandurowska wywalczyła ranking, półfinał Zawadzkiej

Xenia Bandurowska (wcześniej znana pod nazwiskiem Lipiec) zadebiutuje niedługo w rankingu WTA. Aby to osiągnąć, potrzebne są trzy punktowane starty (chyba, że za jednym zamachem uda się zdobyć co najmniej dziesięć oczek). Polka wcześniej zaliczyła takie wyniki w Kozerkach i w Guayaquil, a teraz dokończyła dzieła w turnieju W25 w Tucuman. Polka musiała wygrać jeden mecz w eliminacjach, a potem postawić kropkę nad i pierwszą rundą w głównej drabince. Ten decydujący mecz wygrała z Elią Rozanes aż 6-0, 6-0, a następnie uległa sklasyfikowanej w siódmej setce rankingu WTA Bertą Bonardi 6-4, 3-6, 0-6.

Ewa Czapulak i Zuzanna Kubacha wystąpiły w eliminacjach turnieju W15 w Monastyrze, odbywającego się równolegle ze wspomnianą “sześćdziesiątką”, ale na innych kortach. Ta druga miała wolny los w pierwszej rundzie, Czapulak zaś oddała swojej rywalce tylko jednego gema, ale potem uległa Ya-Hsin Lee 0-6, 4-6. Kubacha musiała wygrać jedno spotkanie by wejść do głównej drabinki i sprawnie to uczyniła, pokonując Chahd Berriri 6-0, 6-0 (swoją drogą, Tunezyjka ma w zawodowych rozgrywkach szokujący bilans 6-60, wszystkie mecze rozegrane w Monastyrze).

Kubacha w turnieju głównym wpadła od razu na Joannę Zawadzką, która była trzecią reprezentantką Polski w tej imprezie. To bardziej doświadczona 25-latka wygrała to spotkanie, jednocześnie przełamując swoją serię sześciu porażek. Na tym się nie zatrzymała, niespodziewanie pokonując Mirianę Tonę oraz Flavię Brugnone, sklasyfikowane odpowiednio w siódmej i ósmej setce rankingu WTA. W trzecim półfinale Zawadzkiej w karierze łatwo zatrzymała ją Kristina Paskauskas.

To właśnie ta zawodniczka była co ciekawe partnerką deblową Kubachy. Brytyjka i Polka dotarły do półfinału, przegrywając ze wspomnianą Brugnone i Stephanie Judith Visscher. Zawadzka również wystąpiła w grze podwójnej, ale odpadła w pierwszej rundzie.

Karolina Skowrońska nie poradziła sobie w eliminacjach w Heraklionie, przegrywając z Marią Theodorą Stancescu (dla Polki to trzecia porażka w jej trzecim zawodowym występie). Swoich sił w kwalifikacjach w Sharm el Sheikh próbowała Alicja Formella, ale uległa Martinie Smolenowej po otrzymaniu wolnego losu w pierwszej rundzie.


Turnieje rangi Challenger oraz ITF możesz obstawiać w forBET, a korzystając z kodu TBD otrzymujesz pakiet powitalny o wartości 3150 PLN, a w tym m.in. zakład bez ryzyka do 1100 PLN, bonus 100% do 2050 PLN oraz 30 dni gry bez podatku!

forbet baner

Dyskusja o tenisie przez cały rok w naszej grupie!

Fan gry przy siatce i jednoręcznych bekhendów, miłośnik cyklu ATP Challenger Tour. W wolnych chwilach - student.